Tuesday, February 26, 2013

Piwna foto-wyprawa wokół jeziora Keuka

W jednym z miejscowych pubów co czwartek pojawiają się ludzie z jakiegoś browaru, przywożą beczkę piwa i jest testowanie. Tym razem przyjechała miejscowa ekipa z Ithaca Beer Co. Przywieźli swoje sztandarowe piwa ale także beczkę Ithaca Nut Brown Ale:


leżakowanego w dębowych beczkach.

Całkiem smaczne piwo z nutami karmelu i czekolady ale ja oczywiście wolałbym do tego mocno chmielowy charakter. Testowałem też bardzo mocne Imperial IPA z browaru Dogfish Head - Burton Baton. 10% alkoholu, mocno chmielone i również leżakowane w beczkach dębowych: 


Bardzo ciekawe, "charakterne" piwo. Znakomicie pasowałoby do zimowego przesiadywania przed kominkiem i powolnego sączenia :)

Oczywiście pojawiło się tam sporo piwowarów domowych i amatorów złotego trunku. Szybko zgadałem się ze znajomymi z naszego koła piwowarskiego Ithaca Ale Makers, że jutro ruszamy na całodzienną wyprawę w okolicę jeziora Keuka - piwnym szlakiem.

Przybliżę teraz moim czytelnikom o jakim rejonie Stanów piszę. Ja od kilku lat mieszkam w Ithace w Stanie Nowy Jork. 



Ithaca (na mapie zaznaczona jako B) położona jest w połowie drogi między kanadyjskim Toronto (C) i Nowym Jorkiem (A) Około 4 godzin jazdy samochodem do każdego z tych miast.

Sam rejon Ithaki nazywany jest "Finger Lakes" czyli "Jeziora Palcowe". To kompleks prawie równolegle do siebie położonych polodowcowych jezior rynnowych. Kiedyś zamieszkanych przez różne narody Indian Irokezów.
Nad południowym krańcu najdłuższego z nich - Jeziora Cayuga położona jest właśnie Ithaca.  Cayuga ma około 60 kilometrów długości i 2-3 kilometry szerokości. Powierznia tego jeziora jest większa o 50% niż nasze Śnardwy. Wszystkie jeziora otoczone są wzgórzami w których dopływające rzeki rzeźbią fantazyjne kaniony i gdzie można podziwiać wspaniałe wodospady. Na wzgórzach tych masowo uprawia się winogrona a miejscowe winnice i powstające w nich wina przyciągają co roku tysiące turystów. 
W tych okolicach, jeszcze przed czasami prohibicji uprawiano masowo chmiel. Stan Nowy Jork był wówczas potentatem. Potem to upadło ale właśnie  chmiel i piwowarstwo bardzo dynamicznie wraca w te rejony. Z jednej strony władze stanu Nowy Jork wprowadziły szereg ulg dla piwowarów chcących otworzyć browar rzemieślniczy a z drugiej powstające masowo mikrobrowary nie muszą specjalnie przyciągać turystów - bo oni już tutaj są. Dla turystów zwiedzanie browaru i testowanie lokalnych rodzajów piwa będzie miłą odskocznią od atrakcji winnego szlaku. Duża ilość miejscowych gościńców, hoteli, restauracji to również znakomite miejsce aby tam wprowadzić i wypromować swoje lokalne gatunki piwa.

Oto mapka rejonu Finger Lakes z narysowaną naszą trasą.



Duża niebieska plama u samej góry mapy to fragment jezioro Ontario. Na mapie naszej trasy zaznaczyłem następujące przystanki:

A - Ithaca
B - Watkins Glenn
C - Hammonsport
D - Penn Yan
E - Hector

Oczywiście w okolicy jest jeszcze cała masa innych browarów ale celem naszej trasy było zobaczenie co nowego powstało w okolicy jeziora Keuka (czyt. kjuka) oraz odwiedzenie pubu z mikrobrowarem oraz gorzelni w miejscowości Hektor w pobliżu jeziora Seneca.

W piątkowy poranek ruszamy najpierw do Watkins Glenn. Miejscowość ta słynie z pięknych małych kanionów oraz corocznego wyścigu Nascar. Przejeżdzając przez tę mieścinę zobaczyłem taki żółty ostrzegawczy  znak drogowy:




czyli uwaga "obszar głuchego dziecka"  Zdziwiło mnie użycie liczby pojedyńczej. Zapytałem się moich współtowarzyszy podróży o co chodzi. Otóż jeśli w jakiejś okolicy (szczególnie mniej zaludnionej) mieszka jedno niesłyszące dziecko to stawiają na drogach taki właśnie znak ostrzegawczy.

Inne mijane,  bardzo charakterystyczne dla tego rejonu znaki drogowe to:



Uwaga skuter śnieżny. Choć lata tutaj cieplejsze i bardziej wilgotne niż w Polsce, to zimy są srogie i bardzo snieżyste.

W okolicy mieszka też sporo Mennonitów, którzy migrując ze swojej rodzinnej Holandii trafili zarówno na Żuławy jak i do Stanów i Kanady. Żuławscy Mennonici w sumie też musieli uciekać przed Prusakami i ich militaryzmem - Mennonici są pacyfistami i nie mogą nosić broni. Uciekali więc również do Ameryki Tu w okolicy słyną ze swojego kunsztu stolarskiego oraz produkcji kiełbas. Poruszają się tylko tradycyjnymi bryczkami:




Dojeżdżamy już do wioski Hammondsport. W liczącej zledwie 800 mieszkańców wsi są dwa browary. Na miejscu okazuje się, że jeden z nich jest otwarty dla zwiedzających tylko w sobotę. Ale pozostaje nam drugi. Finger Lakes Beer Company:



Budynek jest nowy. Postawiony parę lat temu z małym parkingiem. Browar otwarto w 2009 roku:


Wchodząc do środka widać przeszklony widok na część produkcyjną browaru:


Logo, księga pamiątkowa i widok na warzelnię.


"Support your local brewery" czyli "Wspieraj swój lokalny browar" głosi nalepka w lewym dolnym rogu szyby


Warzelnia o wybiciu 6 baryłek (amerykańskich, piwnych) czyli około 7 hektolitrów


Warzelnia

Przechodzimy do części wyszynkowej browaru gdzie wita nas przesympatyczny syn właściciela browaru Eric - na zdjęciu z brodą po prawej stronie. Po lewej stoją moi koledzy - Jeff (z brodą), John (w czapce) i stojący na końcu baru George.



Testowanie piwa kosztuje 3 dolary. Dostajemy do ręki menu z testowanymi pozycjami i małe szklanki:


Najbardziej smakowało mi Pale Ale oraz Porter i Stout. Niestety India Pale Ale miało jakiś bardzo wyczuwalny, dziwny posmak ziołowy.

Smakując testowe piwa rozmawiamy z Erikiem. Opowiada nam, że browar to współne przedsięwzięcie jego ojca i wspólnika. Obaj przeszli na emeryturę i postanowili rozkręcić spokojny biznes. Erik również zainteresował się piwowarstwem. Na razie jest samoukiem ale marzy aby pojechac do Chicago do znanej w Stanach szkoły piwowarów, gdzie organizują różne kursy i gdzie można zdobyć międzynarodowe certyfikaty. Nasz kolega Jeff uczył się w tej szkole (pracował i terminował też w różnych browarach europejskich i amerykańskich) więc temat się rozkręca.

Widzimy też dużo naklejek różnych innych browarów. Erik opowiada, że przywieźli to goście z Kalifornii. Wybrali się w podróż samochodem przez całe Stany - od Kalifornii do Nowej Anglii po drodze zwiedzając wszelkie możliwe browary. Nazbierali dużo naklejek i dali im w prezencie. Bardzo fajna wyprawa. Nic tylko mieć odłożone pieniądze i miesiąc - dwa wolnego :)

 Piwa z tego browaru sprzedają zarówno w kegach - do różnych restauracji, gościńców i hoteli w okolicy jak i w butelkach.


Sam "tap-room" czyli część wyszynkowa browaru ma typową dla amerykańskich pubów i niektórych restauracji tablicę na której kolorową kredą wypisuje się pozycje menu. Po prawej stronie tej tablicy wypisali nazwy zajazdów , hoteli i restauracji w których serwują ich piwo:

Mają tam też ładną kolekcję growlerów czyli zakręcanych dzbanków do piwa. Co ciekawe w Stanach growlery są bardzo popularne. Często ludzie podjeżdżają z własnymi do lokalnego browaru i nalewają sobie kilka rodzajów piwa. Oczywiście trzeba to w miarę szybko wypić bo dzbanek jest tylko zakręcany:



Niektóre z bardziej ozdobnych dzbanów czy też butli wystawione są na sprzedaż:



Na ścianie wisi też taki plakat z angielską transkrypcją jak powiedzieć "Poproszę piwo" w różnych językach. Powiedziałem ekipie, że ktoś zrobił błąd z polską wersją bo wychodzi na to, że mówimy "jedno piw proszę":



Kończymy już degustację. I jeszcze zaglądamy do warzelni:


W browarze jest też mały sklep z kuflami, koszulkami, zdjęciami i różnymi piwnymi pamiątkami:


Opuszczamy już to bardzo sympatyczne miejsce.



Następnie jedziemy wzdłuż brzegu jeziora Keuka do miejscowości Penn Yan. Odwiedzamy tam przyszły browar naszego towarzysza podróży Jeffa. Na razie nie ma jeszcze co za bardzo fotografować. Dopiero stara wielka amerykańska stodoła jest remontowana. Solidne drzwi i różne prace stolarskie wykonywali Mennonici. Browar będzie otwarty za kilka miesięcy. Może nawet za rok. Na razie trwa załatwianie różnych pozwoleń i części sprzętu. Jeff lubuje się w różnorakich belgijskich piwach i właśnie taki belgijski profil będzie miał ten browar. Zna się na rzeczy. Pracował wcześniej m.in. w browarze Ommengang w miejscowości Cooperstown w stanie Nowy Jork. Browar ten zdobywa międzynarodowe medale właśnie w kategoriach piw belgijskich skutecznie konkurując z mającymi wielowiekowe tradycje firmami z Belgii.
Jeff pokazuje nam też inny budynek w którym mają pilotową warzelnie. Mówi, że choć browar jeszcze w powijakach to ostatnio znaleźli ich przez internet jacyś ludzie z Brooklynu i specjalnie tu przyjechali aby potestować pilotowych piw.

Jesteśmy w Penn Yan i John proponuje abyśmy odwiedzili jego dom rodzinny. Teraz John mieszka z żoną w Ithace ale w piwnicy domu rodziców leżakują jego mocne piwa.


To widok z domu rodziców Johna. Dom jest na wzgórzu daleko widać jasną wstążkę jeziora Keuka. Po lewej mały kurnik a w dali za szkółką sadowniczą małe obserwatorium astronomiczne ojca.


Może nawet ten widok jest lepszy bo jest na nim jeden z pięciu kotów :)
Niestety śniegi puściły, słońce się schowało. Pada taki ziarnisty śnieg ale idziemy kawałek w pole aby zobaczyć małą plantację chmielu Johna:



Szkoda, że nie jest sezon bo na razie tylko tyczki widać. Ale John opowiada gdzie rośnie Nugget, gdzie Cascade i że mu zaraza wyżarła wszystkie sadzonki Centenniala/

Zimno. Wracamy do domu i bardzo serdecznie wita nas ojciec Johna.


Jest on miodosytnikiem i częstuje nas domowym  miodem o nutach jeżyny

To szklanka tego domowego miodu.
Widzę na ścianach zdjęcia astronomiczne i co najważniejsze wiem co na nich jest więc szybko nawiązuję z nim ciekawą rozmowę o astronomii. W pewnym momencie pyta się mnie czy wiem co to jest miód pitny. Choć mnie to troszkę rozbawiło - wyjaśniam mu o wielowiekowej polskiej tradycji miodosytnictwa. I też o tym że angieslskie słowo "mead" ma swoje słowiańskie korzenie. Opowiadam mu o ogólnej  dostępności miodów w Polsce - jest bardzo zainteresowany.

Ale idziemy zwiedzać piwnicę domu. Tutaj John pokazuje swoje leżakujące piwo:


W pomieszczeniu obok jest też kolekcja własnych miodów jego ojca:



W piwnicy panuje stała, niska  temperatura - więc to idealne miejce na leżakowanie.

Ojciec Johna otwiera tam wielką lodówkę i wyciąga kawał sera własnej produkcji, Zanosimy go do góry i delektujemy się nim popijając domowy, pyszny miód:



Oczywiście koty też są bardzo zainteresowane serem


Ale w miarę rozmów i znikającego sera zajmują się tym co lubią najbardziej:


Potem jeszcze przychodzi mama Johna i od razu interesuje się moim aparatem. Okazuje się że ma ten sam model i rozmawiamy na tematy zarówno sprzętowe jak i zdjęciowe. Pokazuje mi swoje przepiękne klimatyczne zdjęcia które zrobiła czaplom.

Na koniec jeszcze idziemy oglądać małą oranżerię w kształcie połowy piłki nożnej:


Oglądamy też widoki (w tle mini obserwatorium astronomiczne z otwieraną kopułą)


Jak to na wsi bywa - mama prosi syna o przyniesienie jajek z kurnika:


Wreszcie ojciec Johna pokazuje nam swój warsztat gdzie konstuuje łodzie:


To jego chluba. Łódź wzorowana na XVIII wiecznych łodziach wielorybników z Nowej Anglii:


W pełnej okazałości, pod żaglami wygląda tak:

\
Pora już zwijać żagle z tego wspaniałego miejsca. Jest już popołudnie a my mamy do zobaczenie jeszcze gorzelnie i browar przy pubie. Na koniec George dostaje jeszcze prezent. Małą beczułkę. George oprócz tego że jest piwowarem domowym pełną gębą, to robi też wina z własnych winogron oraz destyluje mocniejsze alkohole. Pewnie ta baryłka będzie na jakiś z jego gin-ów.



W drodze do następnego punktu programu zatrzymujemy się na krótko w Watkins Glenn aby zjeść coś o czym każdy z nich mówi - Cannoli. To jakiś włoski przysmak którego nie znam. Bardzo popularny w Stanach ale podobno najlepsze miejsce aby to spróbować to właśnie Watkins Glenn. 
Wchodzimy do jakiejś budki pizzerii - 3 osoby to maksimum, które mogą się tam pomieścić. Zapach pizzy, oleju miesza się z zapachami ciast. Nie pachnie to zachęcająco. Ale każdy z nas prosi o jedno connoli
Mniam - bardzo dobre - przypomina mi to trochę rurki z kremem. Tylko inne ciasto, grubsze i krótsze  a nadzienie takie serowo-budyniowo-kremowe. Wygląda to tak:


Ruszamy teraz do słynnej miejscowej gorzelni. Finger Lakes Distilling.

Jest to piętrowy budynek - na dolnym poziomie robi się i leżakuje  alkohole a na górnym jest sklep z możliwością przetestowania produktów. Dostajemy menu i za 3 dolary możemy spróbować 3 alkoholi z listy ponad 20. Pan mówi nam, że prawo stanu Nowy Jork nie zezwala im na podawanie klientom więcej niż 3 wyrobów do testów i musimy dokładnie wybrać z listy to co chcemy bo nie będzie powtórek. 

Poniżej kilka zdjęć z tego miejsca:

Wystrój sklepu:



Gorzelnia z wysoką kolumną rektyfikacyjną

Beczki z alkoholem - na samym dole pracownik miesza zapewne słody



Produkty firmy w sklepie:




Seneca Drums to ich flagowy Gin. Spróbowałem go podczas testów. Aromat jałowca wręcz powalający ale też są dodatkowe nuty wielu rodzajów ziół.










Na koniec odwiedzamy jeszcze browar Dwie Kozy czyli Two Goats Brewing. http://www.twogoatsbrewing.com/

Sympatyczny pub i mikrobrowar zrobiony z odrestaurowanej stodoły. Mają pięć gatunków swojego piwa w kuflach ale niestety nie oferują testów wszystkich na raz. Zamawiamy więc - każdy z nas coś innego aby móc się podzielić. Ja wybieram IPA ale i tym razem się zawiodłem - bardzo mętne, bez wyraźnego aromatu chmielu i bez piany - jak dla mnie jest pięknym odzwierciedleniem motto piwowara z tego browaru, który  na ich stronie internetowej bezceremonialnie stwierdził, że dla niego warzenie piwa jest jak gotowanie zupy: dodaje się słód, chmiel warzy potem drożdże i gotowe :P 
Ale ich ciemne piwa były lepsze no i pierwszy raz od kilkunastu lat pograłem sobie w darta.

W drodze powrotnej do Ithaki były jeszcze ciekawe opowieści. Przytoczę jedną: Parę lat temu John wracał samochodem do Ithaki z workami wypełnionymi chmielem. W całym samochodzie pachniało bardzo mocno. Po drodze zatrzymał ich patrol policyjny. Jak tylko policjant kazał otworzyć okno to poczuł zapach chmielu - wyciągnął broń i skuł Johna. Biedak przesiedział kilka godzin na tylnim siedzeniu policyjnego cruisera. W oczekiwaniu na dodatkowe siły policji z granicznej miejscowości Buffalo, które przybyły wraz ze policyjnym psem wyszkolonym w poszukiwaniu narkotyków. Oczywiście pies niczego nie wywęszył.
Różne odmiany chmielu pachną inaczej. Ale jako że chmiel należy do tej samej rodziny botanicznej co konopie czasami niektórzy mogą myśleć, że to marihuana.... Szczególnie odmiany CTZ czyli Columbus, Tomahawk i Zeus mogą przypominać zapach konopii.